Botswana. Zdani tylko na siebie i Toyoty Hilux uczestnicy wyprawy Adventrue.pl zmierzają ku Delcie Okavango. Zapraszamy na kolejną odsłonę afrykańskiej wyprawy, której dwie pierwsze części mieliśmy już okazje prezentować na naszych stronach. 

 

 

 

Od rana zmierzamy w kierunku Maun do Audi Camp, gdzie spędzimy noc przed wjazdem w Deltę Okavango. Dalej jesteśmy już zdani tylko na siebie i Toyoty Hilux, które bezawaryjnie znoszą nasze traktowanie. Po śniadaniu ruszamy na miejscowe lotnisko, gdzie małe Cessny zabierają nas w podróż dookoła magicznego rozlewiska Delty Okavango. Strach szybko ustępuje zachwytowi nad biegającymi pod nami stadami słoni i żyraf. Hipopotamy niczym maszyny drogowe wytyczają coraz to nowe ulice dzieląc deltę na mniejsze osiedla. To ich śladami porusza się większość tutejszych zwierząt. Szybka wymiana kart pamięci i już można dalej fotografować. Aż strach pomyśleć, że zrobimy wspólnie 30 000 zdjęć - kto to obrobi i uporządkuje...

 

 

Rano z Audi Campu zabiera nas Terenowa ciężarówka Man. Po godzinie jazdy przez rozlewiska docieramy na przystań łodzi mokoro. Z pewnością żadna Terenówka nie dałaby rady Manowi z kołami większymi od całych naszych 4x4. Zajmujemy miejsca po dwie osoby w każdej dłubance, całe szczęście, że łódką kieruje doświadczony przewodnik. Z całą pewnością sami zgubilibyśmy drogę po kilkuset metrach od przystani. Ben sprawnie odpycha się długą tyczką pomiędzy zaroślami. Wydaje się to bardzo łatwym zajęciem, nic bardziej mylnego - to odpowiedzialna i trudna sztuka, której młodzi kandydaci na przewodników uczą się latami. Nagle Ben ucisza nas i każe lekko powstać. Przed nami w zaroślach poranną kąpiel bierze stado słoni. Używając trąb niczym pryszniców oddają się porannym rytuałom. Patrzę to na słonie to na uczestników z otwartymi z wrażenia ustami.

 

 

Po jakimś czasie dodatkową atrakcją jest piesze safari po jednej z okolicznych wysepek. W drodze powrotnej kilka razy napotykamy na hipopotamy, których baseny i miejsca kąpieli sprawnie omija przewodnik.

 


Wreszcie wjeżdżamy do rezerwatu Moremi i jedziemy do serca Delty Okavango. Jest bardzo mokro jak na zimę. Im dalej zapuszczamy się w głąb delty, tym większe problemy z trakcją auta. Chcemy osiągnąć Third Bridge, jeden z najdzikszych campingów Moremi. To trudno dostępne miejsce okazało się tym razem nieosiągalne. Kolejne przeprawy przez zalane drogi są coraz trudniejsze. Objazd za objazdem, bród za brodem. Przejeżdżam pierwszy i grzęznę w połowie rzeki. Całkiem głęboko, tylne koła zapadają się coraz głębiej, a woda zaczyna napływać do środka.

 

 

Czas wziąć się do offroadowej roboty. Jeden z nas wychodzi przez szybę, żeby nie otwierać drzwi. Reszta aut stoi przed przeprawą i z niedowierzaniem patrzy na bulgoczącego Hiluxa. Co tak patrzycie - dawać liny, trapy wyciągać. A co to są trapy ? No cóż, większość nie była przygotowana na takie atrakcje. Damy radę, tylko uwaga na hipcie! Są blisko! I w tym momencie hipki same dały o sobie znać dosłownie 40 metrów dalej. Wszyscy wskoczyli do aut, ale po jakimś czasie pojęli, że nie ma innego sposobu jak praca całego zespołu. Druga próba prawie się udała i auto stanęło 3 metry przed końcem brodu. Kilku chłopa wskoczyło do wody i pierwszy Hilux wydostał się z wody. Reszta już jakoś poszła - linki holownicze spełniły swoje zadanie i po ok. 40 minutach reszta Hiluxów przejechała przez wodę. Było pewne, że nie dotrzemy dzisiaj na Third Bridge. Zmrok zapada, czas na decyzję. Trudno, nie ma co czekać, auta ustawiamy w czworobok i wyznaczamy nimi zamknięty okrąg. To będzie nasz obóz na dzisiaj. Nie ma wyjścia, rozpalamy ogień i zakładamy obóz w samym sercu Okavango.

 

 

W przerwy między auta wstawiamy gałęzie i fotele turystyczne. Nasza forteca na dziś jest gotowa. Gdy oznajmiamy, że nikt sam nie wychodzi nawet na siku poza obręb aut zaczyna się robić nerwowo. Po godzinie jemy już najlepsze botswańskie steki, a dookoła nas krąg zacieśniają spacerujące hipopotamy. Tutaj afrykańskie opowieści nabierają nowego znaczenia. Dzisiaj nikt nie nadużywa alkoholu, ciekawe co jest powodem. Ten nocleg przyśni nam się w Polsce wielokrotnie. To pewne. Rano nikogo nie trzeba już budzić, żyjemy, a to najważniejsze. Grupa jest zintegrowana i zmotywowana. Ten jeden nocleg był dla wielu sportem ekstremalnym, ale także wspaniałym przeżyciem....

 

Poprzednio opisane 

Botswana z Adventrue cz.I LINK

Botswana z Adventrue cz.II LINK

 

Następna część

Botswana z Adventrue cz.IV LINK 

Botswana z Adventrue cz.V LINK

 

 

 

Ciąg dalszy - wkrótce!

Tekst: Adventrue.pl

Zdjęcia: uczestnicy

 

 

ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ