Ostatnie chwile w Afryce grupy z Adventrue.pl to moment gdy "niedźwiedzie mięso" czyli trud i znój bezdroży ustępuje typowo turystycznym atrakcjom. Skoki z bungee, rafting po Zambezi, afrykańskie rytmy w wieczornych klimatach ... .

 

Kolejna już ostatnia część opowieści Igora Olejniczaka z wyprawy do Botswany. Zapraszamy do lektury.

 

Granica trochę zatłoczona, najważniejsze to nie wypuścić z rąk paszportów i trzymać się razem. Jakoś uniknęliśmy płacenia „dodatkowych opłat”, co kosztowało nas extra półtorej godziny na granicy. Niestety, Jedną z cięższych chorób Afryki jest wszechobecna korupcja. Jednym z najlepszych sposobów na uniknięcie płacenia łapówki jest rozmowa o piłce nożnej. Mieszkańcy Afryki są dobrze zorientowani w europejskim futbolu i sposób „na Lewandowskiego” zawsze działa. Dzięki Robert !!!

 

 

 

Godzina jazdy busem i jesteśmy w Victorii Falls. Tutaj czeka nas relaks, ale też spora dawka adrenaliny. Przez najbliższe trzy dni będziemy skakać na bungee, uprawiać rafting, latać śmigłowcem nad wodospadami i korzystać z życia. Stacjonujemy w backpackerskiej lodgy dla podróżników stroniących od hoteli. To multikulturowe miejsce ściąga ludzi z całego świata. Codziennie inna muzyka, czasami pokazy połykaczy ognia lub jam session z idealną repliką Joan Baez. Dzisiaj dziewczyna koncertuje przy dźwiękach elektrycznej gitary barmana i bębnów djembe lokalnego artysty. Niektórzy z nas tak bardzo się luzują, że biorą udział w jam session grając na djembe. Brawo Paweł niezły bębniarz z Ciebie!! Następnego dnia ta sama scena zmienia się w party przy muzyce klubowej granej na żywo przez Djów z Holandii. Patrzymy na siebie, wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia i już wiemy, że kiedyś zorganizujemy tutaj sylwestra. To miejsce ma niesamowitą energię i jest za każdym razem inne – ciekawsze – fajniejsze.

 

 

Następnego dnia ruszamy na rafting po Zambezi. To jeden z najtrudniejszych spływów, jakie są na świecie dostępne dla amatorów. To jest coś, czego każdy znudzony podróżnik powinien choć raz w życiu doświadczyć. Wiele trudnych rapidów i nieuniknione wywrotki podnoszą adrenalinę większości uczestników do nieznanego wcześniej poziomu. Na szczęście wszyscy szczęśliwie docierają do końca i po czterdziestominutowej wspinaczce docieramy na grań kanionu, gdzie nagrodą jest lunch i zimne piwko. Następną godzinę rozmawiamy o naszych wyczynach patrząc z góry na szalejącą Zambezi.

 

 

 

Wieczorną imprezę uświetnia występ lokalnego zespołu folkowo – tanecznego. Z dużą łatwością przyłączamy się do tańca. Wczuwamy się w afrykański klimat i bawimy jak tubylcy. Kolejny dzień to spotkanie z grzmiącym dymem. Wodospady Wiktorii zapierają dech w piersiach. Za każdym razem gdy na niego patrzymy nie możemy uwierzyć w jego potęgę. Mokrzy i przytłoczeni widokiem spadającej wody próbujemy ochronić nasze aparaty przed wszechobecną mgiełką wody, którą wznieca wodospad..

 

 

Tak zleciała nasza kolejna afrykańska przygoda. Wszyscy pełni energii i wrażeń wrócili do domów. Wielu z nas z całą pewnością odwiedzi Afrykę ponownie. To jest nasze miejsce na ziemi. Tutaj można żyć pełnią życia. Tubylcom można tylko pozazdrościć luzu, uśmiechu i dystansu do świata, którego nam często brakuje.

 

 

 

Poprzednio opisane 

Botswana z Adventrue cz.I LINK

Botswana z Adventrue cz.II LINK

Botswana z Adventrue cz.III LINK 

Botswana z Adventrue cz.IV LINK 

 

 

Tekst: Adventrue.pl

Zdjęcia: uczestnicy

 

 

ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ