CZERWONE SERCE AUSTRALII.

Oodnadatta Track to szlak prowadzący wzdłuż nieczynnej już linii kolejowej Old Ghan. Jeszcze do połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia wąski tor łączył Adelajdę z Alice Springs. Wtedy to jednak oddano do użytku nowe połączenie, które zbudowano kilkadziesiąt kilometrów na zachód od linii Old Ghan, i od tamtej pory stara kolej popada w zapomnienie. W wielu miejscach do dziś można jednak dostrzec resztki torów, stare drewniane podkłady, rdzewiejące mostki i ruiny stacyjek. Stanowią dziedzictwo historii i niewątpliwą atrakcję dla turystów, którzy chcą przejechać kultową dziś drogą wiodącą do Oodnadatta.

 

Fot. Tomek Gdawiec

 

Na wschód od szlaku położona jest jeszcze jedna osobliwość. To jezioro Kati Thanda–Lake Eyre. Zlewają się do niego wody z kilku rzek płynących w głąb outbacku z północy Australii. Dlaczego płyną w sam środek kontynentu? Bo tu, wbrew pozorom, powierzchnia lądu się obniża dochodząc do depresji o głębokości 15 metrów pod poziomem morza. Zdziwi się jednak ten, kto oczekuje tu szumu fal i zamarzy o kojącej w upalny dzień kąpieli. Woda pojawia się w jeziorze tylko raz na kilka lat a w całości wypełnia jego nieckę najwyżej kilka razy w ciągu stulecia. Co się z nią dzieje? Paruje. Na co dzień zobaczyć więc można zazwyczaj tylko białą warstwę soli pokrywającej dno. A woda, jak już się pojawi, to raczej roztwór chemiczny niż „pure aqua”. Nikt nie chciałby się w tym kąpać.

Cały szlak Oodnadatta, wiodący z Maree do Marla, liczy przeszło 600 kilometrów. Po drodze przejeżdża się tylko przez dwie mikroskopijne osady, William Creek i Oodnadatta, które utrzymują się z usług świadczonych przejezdnym. W William Creek znajduje się jeden z kilku najsłynniejszych w całej Australii kultowych pubów, podczas gdy Oodnadatta słynie z Pink Roadhouse. To miejsce, w którym można nie tylko kupić paliwo, coś zjeść, napić się piwa i zrobić drobne zakupy ale także dokonać naprawy samochodu i zreperować przebite koło.

 

Fot. Tomek Gdawiec

 

Nie był jednak w Australii ten, kto nie odwiedził Uluru. Jeśli się uprzeć to 700 kilometrów, jakie dzielą wielką czerwoną samotną skałę od Oodnadatta można przejechać w jeden dzień. Ale po co się spieszyć? Ja tam i tak dojadę. Za trzy dni. Może za cztery. I to już będzie Terytorium Północne. Uluru zdumiewa swym rozmiarem. Z bezkresu płaskiej pustyni wyłania się prawdziwy kolos a im bardziej się do niego zbliżasz tym potęguje się twoje zdziwienie. Intensywność kolorów o wschodzie słońca jest wręcz niewiarygodna. Przy odrobinie szczęścia zobaczysz jak masyw płonie. Główna atrakcja kontynentu i jeden z symboli Australii przyciąga oczywiście mnóstwo turystów, którzy o zachodzie słońca ustawiają się z kieliszkami szampana w kolejce do fotografii. Inną, mniej popularną opcją jest dziesięciokilometrowy spacer niesamowicie ciekawe i nieoczekiwane kształty. Jest jeszcze jeden wariant poznawania Uluru – jeśli tylko pogoda pozwala można po prostu wejść, albo raczej wspiąć się, na tę wielką samotną skałę.

 

Fot. Tomek Gdawiec

 

W Finke Gorge, na zachód od Uluru, pojawia się dobra okazja do wypróbowania właściwości Hiluxa w terenie. Na malowniczej i dzikiej piaszczystej trasie wiodącej w górę wyschniętego koryta rzeki po raz pierwszy włączam reduktor. Na niskich przełożeniach Hilux sprawia wrażenie jakby mógł przejechać przez wszystko, łącznie z kilkoma kopcami termitów, jakie napotykam na szlaku.

Wąwóz rzeki Finke to bardzo rzadko odwiedzane miejsce, więc szansa na czyjąś pomoc w przypadku awarii jest niewielka. Zwłaszcza poza sezonem, jak teraz. Jeśli sobie poradzisz samemu to pojedziesz dalej. Jeżeli nie, to… masz bracie problem. Tu nie ma telefonu aby zadzwonić do przyjaciela lub gdziekolwiek indziej po pomoc. Pozostawienie samochodu i szukanie wsparcia na piechotę najczęściej kończy się tragicznie i jest powszechnie odradzane. Jeśli masz pecha i coś ci się przytrafi w takim miejscu to powinieneś pozostać przy samochodzie. A w aucie zawsze powinny być zapasy żywności i wody. Nie należy też zjeżdżać z oficjalnego szlaku bo jak już ktoś po tygodniu czy dwóch akurat tu przyjedzie to może cię po prostu nie zauważyć. I wcale ci nie pomoże.

W Finke Gorge jest jeszcze jedno potencjalne zagrożenie. Dnem wąwozu raz na rok lub raz na parę lat może popłynąć rzeka. Wszystko zależy od kaprysu pogody.