KANADA.

Dwudziestego piątego dnia od wyjazdu z San Antonio i przejechaniu 10.500 kilometrów docieramy na granicę z Kanadą. Po­nieważ jest koniec weekendu, kolejka do odprawy zajmuje prawie godzinę. Pani z okienka jest bardzo dociekliwa. A po co? A kiedy? I dlaczego?… jeździmy to tu, to tam, i po terytorium Kanady.

 

 

Vancouver położone jest w zachodniej Kanadzie, w prowincji Kolumbia Brytyjska, przy ujściu rzeki Fraser do Pacyfiku. Ma ponad 2 miliony miesz­kańców i jest trzecim co do wielkości zespołem miejskim kraju, po Toronto i Montrealu. Rozwinęło się jako jedna z wielu małych przystani, baz wie­lorybników i osad drwali zachodniego wybrzeża. Zadecydowało o tym dogodne położenie portu i poprowadzenie linii kolejowej. Również współ­cześnie port jest najważniejszym miejscem i ser­cem całej aglomeracji. Choć miasto nie jest stolicą Kolumbii Brytyjskiej, swoje siedziby ma w nim wiele biur administracji prowincji.

Ruszamy na północ drogą nr 99 do Cache Creek, przez Whistler będące trzecim - licząc liczbę od­wiedzających - kurortem narciarskim na świecie. Trasa jest niezwykle krajobrazowa i widokowa. Wiedzie przez góry w Parku Narodowym Garibaldi, ze szczytem o tej samej nazwie (2.678 m n.p.m.). Po drodze podziwiamy wodo­spady z tym najciekawszym, Brandywine Falls, i zaglądamy do byłej kopalni złota Britannia Mine Museum. Dwa dni później jesteśmy już 1.400 kilometrów dalej, w Watson Lake.

Jak zwykle po drodze, zwłaszcza na tak długim odcinku, coś przydarzyć się musi, lub może. I tak na początek nieoczekiwana przerwa. Droga chwilowo zamknięta. Wirujący nad naszymi głowami helikopter układa powycinane drzewa w piramidy.

Niedługo po tym, nasza droga przecina się ze szlakiem miśka poszukującego pożywienia. Zatrzymujemy się natychmiast i patrzymy jak szuka czegoś do jedzenia. Nami nie jest zainteresowany i wcale mu się nie dziwimy. Borówki są smaczniejsze od chemicznego mięsa. W rejonie gór Cassiar Mountains, a dokładnie w Jade City, zatrzymujemy się jeszcze raz by popatrzeć na wyroby z miejscowych kopalni jadeitu. Wszystko takie pięknie zielone, i takie drogie.
Po siedmiu latach docieram ponownie do drogi zwanej Alaska Highway, tym razem nie na motocyklu lecz naszym Hiluxem. Trasa ta to również część Autostrady Panamerykańskiej, łączącej Alaskę z Ziemią Ognistą, znajdującą się na południowym cyplu kontynentu południowoamerykańskiego. Terra del Fuego była na trasie naszej wyprawy. Byliśmy tam naszym Hiluxem… dwa i pół roku wcześniej.

Alaska Highway została wybudowana w całości w roku 1942, od 8 marca do 28 października, przez Armię Amerykańską i pracujących na jej rzecz kontraktorów w celach zaopatrzeniowych. W szczególności chodziło o dostawy samolotów dla sowieckiej Rosji. Inwazja Japonii na USA w dniu 7 grudnia 1941 roku pociągnęła decyzję Kongresu z 6 lutego 1942 i zgodę Prezydenta Franklina D. Roosevelta na jej budowę. Otwarcie drogi nastąpiło już 21 listopada 1942 r. Wcześniej nie było żadnego połączenia lądowego prowadzącego na Alaskę. Funkcjonowały jedynie szlaki traperskie a transport na półwysep odbywał się wyłącznie drogą morską, wzdłuż zachodniego brzegu kontynentu północnoamerykańskiego. Drogą lądową, która była niedostępna dla lotnictwa japońskiego, Amerykanie przetransportowali miedzy innymi 8 tysięcy samolotów do Rosji. Pier¬wotnie Alaska Highway ciągnęła się przez prawie 2.435 km z kanadyjskiego miasta Dawson Creek, gdzie kończyła się linia kolejowa, do Fairbanks na Alasce. Obecnie jej długość wynosi 2.384 km ponieważ po wojnie przez siedem lat była przebudowywana i jej przebieg nieco wyprostowano. W 1948 roku tę kultową dziś drogę otwarto dla ruchu publicznego. Uciążliwość przejazdu oraz spore odległości między zamieszkanymi przez ludzi osadami sprawiały, że wiele przejeżdżających nią samochodów ulegało awariom. W konsekwencji często porzucane były one na poboczach przez swych właścicieli a sama droga otrzymała miano ,,złomowiska amerykańskich samochodów”.