ETNA

Wg mitów historia wulkanu ropoczeła się gdy Gaja wsciekła za Zeusa za zamknięcie jej dzieci gigantów w Tartarze wyprosiła od Tartara dwa zapłodnine przez niego jajka. Z nich powstał Tryfon, olbrzym, pół-człowiek, pół-zwierze o 100 głowach który zaatakował niebo. Po długiej walce Zeus pokonał go przygniatając Etną. Dzisiaj gdy wydostaja sie resztki piorunów Zeusa – Etna wybucha płomieniami a gdy są odczuwalne wstrząsy, to znak, że Tyfon próbuje wydostać się spod góry.

Olbrzym juz dawno nie próbował na powaznie swoich sił gdzyż od ostatniej, najwiekszej erupcji, która zniszczyła Katanie (1669r) mineło sporo czasu. Jednak ciagle daje znać, że jest gotów, góra ciagle drży. Nawet tuż przed naszym wyjazdem, na wiosne 2010 r. pojawiały sie w mediach informacje o osunięciach dróg i wstrząsach. Pomimo obaw śmiało ruszamy na spotkanie z NAJWIEKSZYM i NAJWYZSZYM (3340 m n.p.m) wulkanem Europy.

Wokół Etny utworzono Park Narodowy, który na mapie rozlewa się ogromnym zielonym kleksem z bardzo mała iloscia dróg. Z Rosolini nie jest tu daleko, tylko okolo 150 km ale… gdy już trzeba zjechać z autostrady zaczyna sie jazda po serpentynach. Poczatkowo widoków i emocji brak – jedziemy w gestym, zielonym lesie. Po całych dniach spedzonych w wypalonych słońcem klimatach jest to miła odmiana. Naraz zieleń znika i zaczynaja się łaki a potem całe pola czarnej, zastygłej lawy na przemian z kolorowymi pyłami. Zatrzymujemy się w dogodnym miejscu i łazimy po czarnym piachu i skałach zerkając ciekawie na resztki spalonych domów widocznych z drogi, na rosliny pracowicie kolonizujące kolorowymi plamami morze pyłów i skał.

U końca naszej podrózy znajdujemy ogromny parking, stoiska z całym mnóstwem pamiątek (w tym szczególnie często popiersia Mussoliniego ). Nie omieszkamy zajrzeć to tu, to tam. Najbardziej ciekawe wydało sie nam jednak stoisko z miodami. Miły sprzedawca słodkich, pszczelich przysmaków częstował bardzo chętnie oferowanymi specjałami. Miód jak mód każdy wie jak smakuje ale takich miodow na pewno sie smakowaliscie. Miodziki kwiatowe, owocowe i najbardziej ulubione przeze mnie orzechowe – conajmniej naście smaków. Te najbardziej odpowiadające podniebieniu – do plecaka .

 

 

Wierzchołek własciwej Etny wskazuje strzałka wmurowana u podnurza zegara słonecznego w ksztalcie piramidy. I jeszcze kolejka linowa w której wagonikach można tam sie dostać. Ze wzgledu na spore koszty takiej wycieczki (chyba z 50 Eu za osobe) zadowalamy się zerknieciem w jeden z bocznych kraterów, których wulkan ma aż 270. Etna z dołu nie wyglada efektownie – szczyt jest poszarpany i nie widać stozka. Podobno przez wiekszą część roku przykryty jest sniegiem. Na pewno nie w lipcu – my widzimy go czarnm i przykrytym pióropuszem szarego dymu. Pora do domu. Zdejmujemy kurtki i polary (chłoooodno tuuuutaj) i w droge do domu.