Po piętnastu minutach jazdy docieramy do chutoru osady. Biedna to wieś, brudna i zapyziała, typowa na Wołyniu. W przydrożnym sklepiku robimy podstawowe zakupy, zresztą poza chlebem serem i wódką nic w nim nie ma. No może jeszcze cukierki, takie zwykłe landrynki i woda mineralna. To wszystko co nam potrzeba. Po południu jesteśmy w Załoścach. Są tu ogromne stawy w które wlewa się rzeka Seret. Szukamy miejsca na nocleg gdzieś na odludziu ale blisko wody by można było się umyć zmyć z siebie kurz i błoto pól i lasów Wołynia. Jakieś pięć kilometrów wcześniej minęliśmy niewidzialną granicę dwóch krain i jesteśmy już na Podolu a raczej jego północnej części. I znowu to samo. Nie wszystkim odpowiada miejsce obozu ale co tam jedna noc i dalej w drogę po kąpieli w kanale dopływie Seretu, bo do jeziora nie sposób podejść, gdyż okala je szeroki rów uniemożliwiającym dojście. Kolacja, pierwszy dzisiaj ciepły posiłek i pierwsza awaria, Bobik złamał tylni prawy resor. Każdy by się zmartwił  może nawet załamał ale nie mój przyjaciel. On jakby odczuwał ulgę że to tylko resor a nie coś poważniejszego. W trzy godziny później pióro było wymienione a samochód sprawny.

 

Po porannej mszy i śniadaniu ruszamy dalej w drogę odwiedzimy Poczajów ważne dla prawosławia sanktuarium Maryjne porównywane z naszą Częstochową. Legenda mówi że na szczycie góry objawiła się Matka Boska w słupie wielkiego ognia pozostawiając na skale odcisk swojej stopy z którego trysnęło źródło cudownej mającej moc uzdrawiania wody.

 

 

Potem Krzemieniec miasto urodzenia naszego wieszcza Juliusza Słowackiego i ulubione miejsce Królowej Polskiej, żony Zygmunta Starego,  Bony Sworza, która na wzgórzach nazywanych Krzemienieckimi wybudowała swój okazały zamek. Dziś tylko ruina z bardzo trudnym podejściem. Natomiast prawdziwym celem naszego dzisiejszego dnia jest Wiśniowiec, rodzinne miasto Jeremiego Wiśniowieckiego pogromcy kozaków i Tatarów spod Zbaraża i Konstantynowa, ojca przyszłego króla Polski Korybuta Wiśniowieckiego.

 

 

Oj nie dorównywał on Jeremiemu w strategii i wojskowości.  Ten wszechstronnie wykształcony znający kilka języków młody książę nie odziedziczył cech przywódczych przodka, jego zapału, zapalczywości w walce i heroizmu. Zapisał się w historii jako jeden ze słabszych monarchów jedyną rzeczą jaką można mu zawdzięczać to uniknięcie rozlewu bratniej krwi, co przy skłóconym ciągle zrywanym przez szlachtę sejmie, targającymi kraj od środka kłótniami możnowładców nie było proste. Krótkie panowanie było ciągłą walką z przeciwnościami, z upokorzeniami, tragicznym wyborem między dobrem Ojczyzny i godnością własną. Kluczymy wąskimi drogami, bardziej kierując się na wyczucie niż ufając kierunkowskazom, których i tak dojrzeć nie sposób. Znowu kompas okazał się niezawodny ale tereny piękne rozległe, kolorowe bezludne gdzie nagle asfaltowa droga zamienia się w błotnistą ścieżkę by po chwili na powrót stać się drogą. Można się zatracić w tych skrajnościach. Pogoda piękną nastroje dopisują i niebawem jesteśmy w Wiśniowcu ale to nie jest miasto nawet nie miasteczko mała wioska z niby rynkiem jednym sklepem spożywczym i jakimś składem różnych przedmiotów ale jest rezydencja Wiśniowieckich otoczona murem. O dziwo odnowiona, świeża farba lśni na ścianach pałacu oraz budynków przyległych czworaków folwarków stajni, ujeżdżalni. Jeden obiekt porządnie odnowiony tak myślę, jakież było moje zdziwienie gdy podeszliśmy bliżej i owszem farba świeża ale położona na zagrzybione ściany, kruszący się tynk, już odpadający całymi płatami fatalna, bezsensowna robota, typowo ukraińska. Będę to często powtarzał bo na każdym kroku rzuca się w oczy bałaganiarstwo i nigdy nie dokończone budowy to tak jakby od razu ktoś budował ruinę.. Kupujemy bilety i czekamy na przewodnika. Otwiera dla nas pałac i znowu szok wyobrażałem sobie zabytkowe pomieszczenia a tu typowy blokhauz, socrealistyczne wykończenie pomieszczeń jak w szkole, jakiejś bursie, internacie po zamkowych pomieszczeniach nic nie pozostało ani mebli ani wystroju, nawet nastrój minionych epok uleciał wraz z polskością tych ziem. Na ścianach malowidła co kol wiek historyczne przedstawiające potęgę armii kozackiej jej bohaterstwo prawość patriotyzm w walkach z  Polską   wykonane w nieznanym stylu malarskim i tak kiczowate że trudno na nie patrzeć a co dopiero opisywać…Prawdziwe arcydzieła malarstwa jak Sobieski pod Wiedniem, pod Chocimiem, pod Parkanami czy Bitwa pod Kłuszynem, są obecnie zamknięte w kościele w Olesku nie dostępne dla zwiedzających .

 

Następnym obiektem dzisiejszej trasy jest Ostróg zamek siedziba rodu Ostrogskich ale musimy przejechać około stu kilometrów i tak jak poprzednio wybieramy bezdroża. Coraz bardziej doceniam GPS, który dostałem od żony. Na początku moi synowie dość sceptycznie podchodzili do tego urządzenia, że to już nie będzie tak jak kiedyś podróż w nieznane, że będziemy jechać od punktu wieczorem wprowadzonego, wpisanego w pamięć procesora do punktu gdzie rozbijemy obóz …A tu zaskoczeni,e co prawda mapa Ukrainy nie posiada żadnych danych ale nasz komputerek ma dokładny kompas i możliwość wpisania współrzędnych a jak już mamy punkt i kierunek to droga też się znajdzie, nawet przez pola łąki rzeki. Nasza wycieczka coraz bardziej nabierała charakteru wyprawy z małym niedoszacowaniem ilości odwiedzonych miejsc, bo jazda na przełaj okazywała się bardzo czasochłonna .

 

Zamek w Ostrogu od razu robi duże wrażenie, zwłaszcza od strony wieży. Jest wysoki, wkomponowany we wzniesienie, sprawia wrażenie niedostępnego, trudnego do zdobycia i taki był. Skonfiskowany dopiero po powstaniu styczniowym rodzinie Jabłonowskich przez Rosjan wrócił w granice Polski po wojnie w 1920 stając się miastem granicznym. Nasze auta zaparkowaliśmy pod wieżą i rozpoczęliśmy mozolne wspinaczkę w górę. Po kupieniu biletów zwiedzamy muzeum i tu zdziwienie z kolei odwrotne jak w poprzednich. Zamek zachowany w prawie pierwotnym kształcie, komnaty, krużganki, wystój wnętrz, wystawa sprzętu, mebli, obrazów, rzeźb, nawet powozów, broni. Z każdym pokonanym piętrem jest coraz ciekawiej a widok z najwyższej wieży na okolicę jest pełen malowniczych krajobrazów. Z jednej strony patrzymy na Wołyń, z drugiej od południa na Podole. Chwila nostalgii zadumy i do wozów dalej w drogę, w stronę Starokonstantynowa przed laty nazywanego Konstantynowem.