Zasypiam  gdy tylko głowa dotknęła poduszki. Rano wstałem chyba pierwszy, gorący prysznic i  do kaplicy. Dzisiaj pierwsza msza Rafała w kościele a nie w terenie. Siostry pożyczyły naszemu kapelanowi ornat i służą w misterium, moi synowie zaspali, no cóż, podobno młodość musi się wyspać …  a nie było to raczej wyszumieć? Może są już dorośli... Po mszy śniadanie i w drogę. Mamy dzisiaj sporo do zwiedzenia i przejechania. Zaczynamy od targu w centrum nowego miasta, rozchodzimy się na godzinne zakupy, mam troszkę obawy co do zbiórki w umówionym miejscu ale moje wątpliwości jako pierwsza rozwiała Jadzia przychodząc dziesięć minut przed czasem, Ojciec z Anią są co do sekundy, a załoga Prezesa nawet nie opuszczała samochodu. Chocim to pierwszy zamek na mapie dzisiejszej trasy wędrówki po Podolu ogromna twierdza nad samym brzegiem Dniestru strzegła dostępu do brodu  i przeprawy przez rzekę ten graniczny bastion w ciągu swojej długiej historii przechodził wiele razy z rak do rąk był pod panowaniem Rusi , Mołdawii, Turcji, Rumuni i oczywiście Polski. Dla nas Polaków najważniejszymi  wydarzeniami związanymi z tą twierdzą były dwie wielkie bitwy wojsk polskich z wojskami Tureckimi, pierwsza w 1621 roku  pod dowództwem Jana Karola Chodkiewicza wspomagana wojskami kozackimi pod wodzą Piotra Konaszewicza-Sachajdacznego, i druga w 1673 pod wodzą Jana Sobieskiego rozgromiły doszczętnie wojska  Husajna – Paszy zabijając i biorąc do niewoli  30 tysięcy Turków zagarniając 120 dział przy własnych nieznacznych stratach . Zwycięstwo odniesione nad Turcją pozwoliło rok później wygrać elekcję Sobieskiemu i zostać Królem Polski jako Jan III.

 

 

Jadąc w stronę wsi Okopy mijamy piękne przyrodniczo miejsce. Zaraz za małą osadą Żwaniec do Dniestru wpada rzeka Żwańczyk a kilka kilometrów dalej łączą się dwie rzeki tworząc prawdziwe ujście. Do ogromnego Dniestru wpada równie imponująca rzeka Zbrucz i bardzo spokojnie łączą swe wody w iście majestatyczny sposób, wolno, dostojnie, cudowny widok. Do Kudryniec  jedziemy już na zasadzie zaliczenia kolejnego zamku. Moja pasja historyczna coraz bardziej zaczyna męczyć pozostałe zespoły, może tylko Ojciec wykazuje resztki  zainteresowania tematem obronności Podola więc z Czarnokoziniec już zrezygnowałem. W pewnym momencie w radiu słyszę Bobika - oj jest problem z autem. Jak zwykle zaraz Marek bagatelizuje awarię mówiąc ze to tylko wyrwane gniazdo amortyzatora, podobno błahostka z którą da się jechać ale to nie koniec. Co prawda nie jest to trzynasty ale awarię auta zgłasza Land Rover i sprawa jest poważna - nie ma hamulców, padły klocki i zaczyna stukać przedni krzyżak na wale napędowym. Nad rzeczka w miejscowości Krzywczę rozbijamy prowizoryczny obóz a poza tym czas na posiłek. Po analizie i diagnozie co tak naprawę boli nasze auta postanawiamy że dalszą podróż kontynuuje moja Toyota, która na pokład bierze Jadzię i Księdza Rafała oraz Gazior Ojca, natomiast Marek zostaje z Prezesem, podreperują i powoli postarają się doczłapać do Klasztoru, gdzie na dziedzińcu tego świętego przybytku funkcjonuje warsztat samochodowy. Jeżeli nie uda się nic zrobić, co w ogóle nie było przez nich brane pod uwagę, wracamy i holujemy się. Jakoś to będzie, Marek jak zawsze tryska optymizmem.

 

Z mieszanymi uczuciami zostawiam chłopaków, jedziemy do Zaleszczyk zobaczyć most, który w 1939 roku stanowił granicę Polski z Rumunią i przez który 17 września rząd polski wraz z wodzem naczelnym Rydzem Śmigłym, prezydentem Mościckim opuszczał kraj.

 

 

Przed drugą wojną światową Zaleszczyki stanowiły prawdziwy kurort, są bowiem jedynym miejscem na Podolu o klimacie śródziemnomorskim, leżą bowiem na płaskowyżu nachylonym ku południowi spadającym łagodnie w stronę Dniestru. W tym właśnie tkwi tajemnica niezwykłego mikroklimatu co nie pozostaje bez wpływu na roślinność, gdzie przed 80 laty rosły palmy a każdego września odbywało się wielkie święto winobrania. Co roku w Zaleszczykach organizowane były z ogromnym rozmachem przez kawalerzystów i oficerów Korpusu Ochrony Pogranicza przy współudziale Towarzystwa Hodowli Koni wielkie zawody hipiczne i pokaz koni. Ściągała ta impreza całe rzesze miłośników tych wspaniałych zwierząt.

 

Mało czasu żeby wszystko zobaczyć. Dzień już się chyli ku zachodowi a chcemy jeszcze znaleźć ruiny pięknego niegdyś pałacu zwanego Czerwonogrodem położonego niedaleko wsi Nirkiw nad rzeką Dżuryń, która tworzy tu największy i najwyższy wodospad na Podolu liczący 16 metrów. Już z daleka widać ruiny kościoła oraz dwóch wież pałacu, krętą ścieżką zjeżdżamy w dół po czerwonych kamieniach, ale to jest głęboko i stromo. W dolinie była położona wieś stanowiąca  kędyś podzamcze później pałacowe podnóże, jedno z najpiękniejszych miejsc w tej części Podola. Niestety tragizm drugiej wojny światowej i jej mordercza siła doprowadziła do zagłady i mordu dokonanym w 1944 roku przez bojówki nacjonalistów Ukraińskich z OUN-UPA, osada została zrównana z ziemią, pałac zniszczony a ludność wymordowana. Jedyną pamiątka tej rzezi to stojący nieopodal ruin pałacu metalowy krzyż. Naprawdę robi wrażenie ta dolina okolona zewsząd wysokimi ścianami czerwonego kamienia i wodospad spadający z góry.