25.09.2014 – czwartek


Pierwsze pięćdziesiąt kilometrów – do południowej bramy parku Moremi, to znowu klasyczny off-road – 15 km/h. Potem jeszcze kilkadziesiąt kilometrów szutrów i w końcu jesteśmy na prawdziwym asfalcie. Dzisiejsza trasa to łącznie 660 km – do granicy z Namibią, a nawet 20 km dalej. Około 17-ej docieramy do Kalahari Bush Breaks - przecudnej oazy na środku pustyni. Sama Kalahari tutaj nie jest podobna do potocznego wyobrażenia pustyni. To raczej suchy ugór, porośnięty jeszcze bardziej suchymi kępami traw i krzaków, nagrzewany przez słońce jak patelnia. Taka patagońska pampa, tyle, że temperatury znacznie wyższe.
Kalahari Bush Breaks to prowadzony przez bardzo sympatyczną rodzinę Afrykanerów ośrodek (camping i domki o bardzo stylowej architekturze) zatopiony w morzu kwiatów. Oczko wodne nieopodal przyciąga dziesiątki antylop, które można oglądać także nocą – oczko jest oświetlone.
Samą pustynię widzimy w promieniu parunastu kilometrów, gdyż ośrodek znajduje się na niewielkim wzniesieniu.
W domkach przebojem są duże okna w łazienkach – można obserwować antylopy siedząc na sedesie lub biorąc prysznic.
Wytworna kolacja prowadzona przez niezrównanego mistrza ceremonii, to m.in. befsztyk z elanda – pycha!

 

 

 

26.09.2014 – piątek


Bardzo nam się nie chciało ruszać z tej oazy. Miejsce naprawdę wyjątkowe.
W końcu nie było wyjścia i około 11-ej wyjechaliśmy na ostatnie 300 km naszej przygody. Sama droga przez pustynię – bez większych wrażeń – asfalt po horyzont.

 

Wczesnym popołudniem dotarliśmy do Arebbusch Travel Lodge – to tutaj zaczynaliśmy naszą afrykańską podróż. Potem krótki spacer po centrum Windhoek (m.in. pomnik złożony z ponad 20-stu odłamków meteorytu znalezionego w Namibii), a wieczorem pożegnalna kolacja, wino, wspominki...

27.09.2014 – sobota


Ostatni dzień w Namibii. Po wymeldowaniu się i złożeniu bagaży jedziemy do centrum miasta na pożegnalny spacer i zakupy.
Zwiedzamy m.in. Muzeum Narodowe, które poraża nas odważną wizją świata zbliżoną swoją stylistyką do słusznie minionych czasów socrealizmu.
W pięknym protestanckim kościele właśnie rozpoczyna się ceremonia ślubna. Rodzice panny młodej uśmiechają się pięknie ze zdjęcia, gdyż nie mogli pojawić się tu osobiście...


Potem odwiedzamy kolejowy dworzec – sieć połączeń mieści się dużymi literami (oczywiście czcionką gotyk!) na ściennej tablicy, więc każdy sobie może swoje połączenie odnaleźć bez trudu. Jedyne opcje to Keetmanshoop i Walvis Bay; Tsumeb i Gobabis widnieją na rozkładzie, ale zegary pokazujące godzinę wyjazdu pociągu do tych miejscowości nie mają wskazówek...
Włóczymy się trochę po mieście, stolica Namibii nie jest duża i centrum można obejść bardzo szybko, ale czujemy się tu bardzo dobrze – podobnie jak i w całej Namibii.


Po szóstej zabiera nas na lotnisko zaprzyjaźniony kierowc.
21:35 – odlatujemy z Windhoek.

 

 

 

KONIEC